- Czegoś ty się naćpała dziewczyno!? - zapytała ze złością nieznajoma rudowłosa dziewczyna.
- Niczego - warknęła po chwili Nina. Wciąż była jakby pod wpływem hipnozy.
- Czyś ty, wariatko, nie słuchała tego, co mówiłam? Od el Lupusów trzymamy się z daleka - szepnęła Eve. - A ty Tina mogłabyś być nieco milsza. - Zganiła koleżankę.
- Niby za co? Chcesz się zakolegować z kolejnym Lavalskim samobójcą? A proszę cię bardzo. Ja się w to nie mam zamiaru bawić. O, idzie Tegan.
- Ale wy lubicie się nawzajem kąsać - powiedział podchodząc do nich i uśmiechnął się do Niny. - Ty jesteś ta nowa, o której wszyscy mówią?
- Na to wygląda. Aczkolwiek nawet nie wiem, o co wszystkim chodzi.
Plac pustoszał, wszyscy zmierzali do wielkiej sali gimnastycznej, gdzie miało odbyć się oficjalne rozpoczęcie roku. Nina usiadła razem z trójką nowo poznanych ludzi. Nie chciała być sama. Wzrokiem zaczęła szukać Caleba. Siedział na samym dole w towarzystwie jakieś dziewczyny i chłopaka. Jedno po jednej, drugie po drugiej stronie. Chłopak, jakby wyczuwając, że ktoś go obserwuje, odwrócił się i od razu odszukał ją w tłumie jakby doskonale wiedział, gdzie siedzi. Uśmiechnął się odsłaniając śnieżnobiałe zęby. Jednak coś się nie zgadzało. Jego kły były zbyt długie i ostre. Spuściła wzrok. Uspokój się zganiła się w myślach. Jest daleko, pewnie coś ci się wydaje. Jednak, gdy ponownie chciała na niego spojrzeć i się przekonać, on już był odwrócony i wpatrzony w dal. Na podium wyszedł grubszy mężczyzna. Poprawił mikrofon i się uśmiechnął.
- Witam wszystkich uczniów na uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego. Cieszę się, iż niektórzy wrócili bezpiecznie z wakacji. Radość sprawia mi również tyle nowych twarzy. Mam nadzieję, że nasza szkoła spełni wasze oczekiwania i będziecie czuli się tutaj wspaniale. A teraz chciałbym oddać głos panu Matthew el Lupus.
Wszyscy zaczęli bić brawa, jednak Nina miała wrażenie, że było to coś wymuszonego, co po prostu trzeba było zrobić. Nie ważne, czy tego chcesz, czy nie. Na podium wyszedł wielki mężczyzna, jeszcze większy niż Caleb. Miała wrażenie, że jego ogromne mięśnie zaraz rozerwą cienką koszulę. Na odsłoniętych częściach ciała widać było czerwone zawijasy. Nie było to nic konkretnego, co by tworzyło spójną całość. Trzeba być idiotą, żeby tak zeszpecić tatuażami swoje ciało pomyślała i z przerażeniem stwierdziła, że ten wielki facet patrzy wprost na nią. Zupełnie jakby słyszał jej myśli. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, spuściła wzrok i udawała, że poprawia spódnicę. Wszystko, aby tylko nie patrzyć w jego oczy.
- Witajcie, moi drodzy. - Jego głos był potężny i niski. Na sam jego dźwięk dziewczynę przeszedł zimny dreszcz. - Zapewne już zostaliście poinformowani o pewnych... zmianach, jakie zaszły w naszym niewielkim, spokojnym miasteczku. Jednak jeśli nie, moim obowiązkiem jest wam o tym powiedzieć. W związku z tym, że ostatnio mamy pewien... problem, zostaje zmieniona zasada dotycząca wychodzenia z domu nocą. Od teraz, jeśli chcecie być bezpieczni, nie możecie opuszczać ich po północy.
- Że co? - szepnął Tegan. - Czy ten pacan w ogóle myśli? Co za idiota! On i cała ta popieprzona rodzina.
- I nie życzę sobie obraźliwych komentarzy - dodał z lekkim naciskiem mężczyzna. - Na temat mój, czy mojej rodziny. I mam nadzieję, że wszyscy rozumieją.
Nina się wyprostowała. Przecież Tegan mówił szeptem, ten mężczyzna nie miał nawet prawa go usłyszeć. Spojrzała na znajomego, ale on wyraźnie nie był niczym zaskoczony. Patrzył tylko pełnym jadu wzrokiem na podest. W tej samej chwili poczuła się dziwnie. Odwróciła głowę i zdała sobie sprawę, że Caleb na nią patrzy. Miał wzrok mówiący "nic ci nie jest?". Kiwnęła głową i się uśmiechnęła, na co on odpowiedział równie entuzjastycznie. Jak to możliwe, że rozumieli się bez słów nawet się nie znając?
* * *
Caleb wpatrywał się w nieznajomą i czuł, jak żyjąca w nim bestia budzi się do życia. Zawsze tak było, gdy w pobliżu pojawiała się jakaś piękna kobieta. Tracił wtedy nad sobą kontrolę. Jako wilk i przyszły samiec alfa pragną dziewczyn. Chciał je zdobywać, posiadać i nigdy nie oddawać.
A co to? spytała bestia wdzierając się prosto do jego umysłu.
Nie twoja sprawa warknął i odepchnął potwora. Zostaw mnie.
Ależ wiesz, że nie mogę. Żyję w tobie. J e s t e m tobą. Od zawsze, na zawsze.
Caleb był wściekły. Nie na bestię, ale na to, że miała rację. To coś było jego częścią. Dzięki niej mógł być wilkiem. Musiał się pogodzić, że jako Ahlanzekil do końca życia w jego umyśle będą żyły dwie istoty - on i wilk. Ale nie mógł pozwolić, żeby bestia go opętała. Nie teraz. Kiedyś miał z tym problem. Wyłączył człowieczeństwo. Żerował wszędzie, na każdym i o każdej porze. Przelał wtedy mnóstwo krwi, ciężko było mu się podnieść i odepchnąć od siebie tą część, którą nienawidził całym sercem. Dlatego teraz nie mógł ulec, musiał walczyć. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, ta cudowna dziewczyna znajdzie się w niebezpieczeństwie.
* * *
Nina zauważyła, że mięśnie chłopaka zaczynają drżeć. Miała wrażenie, że czegoś się obawia. Czuła to w sobie. Jakby byli jednym. Nagle Caleb zerwał się z miejsca, zwracając przy tym uwagę wszystkich zebranych, i wybiegł z sali. Mężczyzna stojący na podeście przerwał przemowę i wybiegł za synem, a za nim dwójka, która siedziała po obu stronach Caleba.
Dyrektor odchrząknął i zajął miejsce na podeście.
- Tak, jak widzę mamy mały problem. A więc chciałem tylko jeszcze raz gorąco was powitać. Idzie do domów i cieszcie się ostatnim dniem wakacji.
Wszyscy zaczęli podnosić się ze swoich miejsc i zmierzać ku wyjściu. Nina rozejrzała się po kolegach, którzy również zaczęli się zbierać. Stali już przy wielkich drzwiach, gdy dogoniła Eve i chwyciła ją mocno za ramię.
- Nie uważasz, że to było dziwne? - zapytała.
- Niby co? - zdziwiła się dziewczyna. - Że Caleb wyleciał stąd jak poparzony? Kochana, nie takie rzeczy dzieją się w tym mieście. Uwierz mi.
- Nie rozumiem. Mówicie o Laval jakby nie wiadomo czym było. To zwykłe miasto. - Powiedziała Nina wkładając w te słowa całe serce i swoją wiarę, bo mężczyzna, który słyszał szepty z tak dużej odległości z pewnością nie należał do normalności.
- Ty naprawdę nic nie wiesz o tym mieście, prawda? Może to i lepiej. Czasem warto jest wiedzieć mniej - rzekła Eve i odeszła zostawiając koleżankę samą.
Nina tylko odprowadziła ją wzrokiem. Zupełnie nie wiedziała, co się tu wyprawia, ale wiedziała, że musi się dowiedzieć.
Gdy wróciła do domu, byli już tam mama i tata. Przez chwilę myślała, że się śmieją, ale zdała sobie sprawę, że się kłócili. Bardzo ją to zdziwiło, bo nigdy im się to nie zdarzyło. Zawsze byli zgranym i kochającym się małżeństwem. Byli jej wzorem, idealną rodziną, którą i ona pragnęła założyć w dalekiej przyszłości. Nie chciała podsłuchiwać, ale gdy usłyszała, że rozmawiają o niej, podeszła na paluszkach i przystanęła.
- Kiedy zamierzasz jej powiedzieć? Chyba ma prawo wiedzieć dlaczego tak nagle musiała opuścić Londyn i swoich najlepszych przyjaciół? Wiesz, że tam było całe jej życie. - Usłyszała głos matki.
- Jeszcze nie. Nie jest gotowa. Ma dopiero siedemnaście lat - tym razem to był głos jej ojca, pełen smutku i... strachu?
- O n a nie jest gotowa, czy t y? Musi wiedzieć kim jest. Musi wiedzieć jak ważne w świecie jest nazwisko Clarnes.
Nagle rozmowa ucichła, a Nina przełknęła ślinę. Usłyszała odgłos kroków i po chwili w futrynie stanął ojciec.
- Podsłuchiwałaś? - zapytał groźnie.
- Ja.. nie. Dopiero wróciłam i szłam do pokoju. - pisnęła.
- Co słyszałaś?
- Tylko, że nie jestem na coś gotowa i coś o naszym nazwisku. Nic więcej, przysięgam.
- Nina, idź do pokoju - odezwała się matka. Miała kamienny wyraz twarzy, który ją przeraził. - O ile dobrze pamiętam, miałaś zadzwonić kiedy skończy się uroczystość.
Dziewczyna już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale ojciec przerwał jej uniesieniem ręki.
- Mama ma rację, idź.
Nina czym prędzej ruszyła do pokoju i zamknęła z trzaskiem drzwi. Denerwowało ją, iż nic nie wie. Niewiedza była czymś okropnym. Czymś nie do zniesienia. Postanowiła, że prysznic pomoże. Oj tak, na pewno. Gdy tylko poczuła strumień wody na skórze, od razu poczuła się lepiej, a mięśnie zaczęły się rozluźniać. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że są spięte. Chwyciła żel pod prysznic o zapachu drzewa sandałowego i zaczęła go w siebie wcierać. Uwielbiała ten zapach. Zawsze był kojący i przypominał jej zmarłą babcię, która była jej najbliższą osobą.
Po wyjściu z łazienki, znalazła w szafce dresy i jakąś bluzę z kapturem. Czyli, innymi słowy, wszystko, w czym czuła się najlepiej. Na dworze zaczęło się już ściemniać. Przez wszystkie dzisiejsza wydarzenia, Nina straciła rachubę czasu. Podeszła do okna i otworzyła je. Chłodny wiatr przyjemnie smagał jej twarz po całym dniu upału. Na chwilę przymknęła oczy, jednak gdy je otworzyła, zobaczyła dziwny kształt pod drzewem. Przymrużyła oczy, gdyż świtało dopiero co zapalonej latarni ulicznej nieco ją raziło. To nie było coś, tam siedział wielki ciemnobrązowy wilk i wpatrywał się w nią złotymi ślepiami. Nina mogłaby przysiąc, że skądś zna to spojrzenie. Ale to nie było zwykłe zwierze, czuła to. To coś było ogromne.
Zabić usłyszała w głowie i ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła przed osunięciem się na ziemię, były wielkie białe kły wilka. A potem nastała już tylko ciemność i nie było nic.
Chciałabym zwrócić uwagę na błędy ort.:samobójcą a nie samobojcom, pragnął a nie pragną i dzisiejsze.
OdpowiedzUsuńCzemu Nina jest taka niemila i agresywna? Wydaje mi się,ze dorosłe postaci są zbyt dziecinni,bo nastolatkowie to rozumiem.Fajnie,ze akcja zaczęła się rozkręcać i jest watek niedokończony na końcu rozdziału.Jestem ciekawa co dalej się stanie z nasza naburmuszona,majaca ciągle PMS Nina:)
Jak Ci błędy przeszkadzają to nie czytaj -,-" Jak już kogoś poprawiasz to zwróć uwagę na swój błąd.: watek-wątek
UsuńCałkiem ciekawie to wszystko się rozkręca i fajnie zakończyłaś rozdział, bo pozostawiłaś czytelników w wielkim napięciu.
OdpowiedzUsuń