29 maja 2014

Rozdział 11: Zimowy Festyn

Nina ostrożnie wkroczyła do biblioteki i rozejrzała się. Nigdzie nie było nawet żywego ducha z wyjątkiem bibliotekarki, która zniechęcała do siebie wszystkich uczniów, w wyniku czego mało kto się tu pojawiał. Miała na sobie obrzydliwą żółtą sukienkę oraz włosy upięte w kok. Przez ogromne i grube szkła okularów jej oczy były wielkie niczym jak u muchy. Nie była zbytnio lubiana w szkole, jednak Nina się nie dziwiła. Trudno było pałać sympatią do najbardziej wrednej istoty na świecie. Przy niej Caro wydawała się być milutką i przesłodką księżniczką. Ruszyła niepewnym krokiem przed siebie i stanęła przed stolikiem odchrząkując.

- Czego? - zapytała niezbyt miłym tonem kobieta.

Nina otworzyła torbę i zaczęła szperać między książkami w poszukiwaniu małego skrawka papieru, który następnie podała bibliotekarce.

- Mam pozwolenie od Caleba el Lupus na wypożyczenie książek z Czerwonej Strefy - oznajmiła z uniesioną głową. Była z siebie niezwykle dumna.

- Ech, najpierw sami zakazują, a teraz dają pozwolenia. Kto zrozumie tą pieprzniętą rodzinę? - Wzięła od Niny skrawek żółtej kartki i ją podstemplowała. - Tylko nie za długo.

Dziewczyna kiwnęła w podzięce głową i czym prędzej odeszła. To było jak wkroczenie do zupełnie innego świata. Wszędzie dało się czuć zapach starych książek i pleśni. Kurz unosił się w powietrzu korcąc Ninę, aż w końcu się rozkichała. Stanęła przed wielką biblioteczką i od razu spostrzegła książkę 'Historia Laval w pigułce'. Chwyciła ją i zaczęła kartkować. Mimo, że tytuł był po angielsku, tekst był po hiszpańsku. Nina zaklęła pod nosem i odłożyła książkę na swoje miejsce, by za chwilę chwycić kolejną. Pięćdziesiąt książek później pełnych przekleństw i złości w końcu udało się jej znaleźć coś ciekawego.

- Laval. Wczoraj i dziś - przeczytała. Zamknęła oczy i otworzyła książkę, a gdy spojrzała na tekst z radością stwierdziła, że jest po angielsku. Zaczęła kartkować i zatrzymała się na czarno-białym zdjęciu. Przedstawiało okropną scenę człowieka  o szpiczastych uszach biegnącego na czworakach i trzymającego w pysku przerażone dziecko. Wokół leżało mnóstwo trupów, a w oddali widać było wołającą matkę.

Nina zakryła dłonią usta. Wilkołak, przeszło jej przez myśl. Jednak co wspólnego z tym miastem miały te stworzenia? Poszperała jeszcze trochę i w końcu udało się jej znaleźć cztery książki, z których mogła się czegoś dowiedzieć.

- To wszystko? - spytała bibliotekarka widząc leżące przed nią książki. - Robiłaś słodkie oczka do el Lupusa, aby wziąć cztery cienkie książeczki?

- Nie pani interes - pysknęła. - Zresztą tylko one były w języku, który rozumiem.

Kobieta wzruszyła tylko ramionami i pozapisywała na karcie Niny numery książek.



- Nie mogę się doczekać! - pisnęła Eve, gdy tego samego dnia siedzieli w stołówce i jedli coś, co miało chyba być pulpetami, ale wyglądało jak zaokrąglony krowi placek.

- Zawsze się podniecasz na Zimowy Festyn. - Zauważył Tegan i wepchnął do buzi sporą porcję tego czegoś.

Nina nie mogła nie zauważyć, że chłopak pozwala sobie na coraz więcej. Zepchnęła jego dłoń ze swojego uda i spojrzała w kierunku stołu el Lupusów. Caleb siedział i śmiał się z czegoś, co przed sekundą powiedziała mu Luna. Uwielbiała jego śmiech. Wypełniał całą jej duszę i sprawiał, że sama miała ochotę chodzić z bananem na twarzy. Nie mogła się doczekać, żeby mu podziękować.

- A ty dalej na niego lecisz? - zapytał Tegan teatralnym szeptem. - Kochanie, uwierz mi. On nie jest w twoim typie.

- Tak? - zaczęła Nina. - A niby kto twoim zdaniem by do mnie pasował?

- Jest taki jeden... - rzekł chłopak.

- Witam - wszyscy podskoczyli na dźwięk głosu Caleba. - Można się przysiąść?

Stał przed nimi zupełnie sam, bez swojej obstawy. Był bardzo potężnym i wielkim facetem. Takim, z którym dziewczyna może czuć się bezpiecznie nawet nocą. Nina obdarowała go szczerym uśmiechem. Jednak nie można było nie zauważyć, że wciąż trapi go gorączka.

- Nie - warknęła Tina. - Masz swój stolik. Do budy.

- Oh Clay, daj spokój. Poza tym, do budy? Zabawna jesteś - zaśmiał się chłopak, przysunął sobie krzesło, odwrócił je oparciem do stolika i usiadł rozkraczając się na całej linii. Nina nie mogła się powstrzymać i przygryzła dolną wargę. Jak to możliwe, że w takim facecie może być aż tyle seksu? Zarumieniła się na sama myśl.

- Wybierasz się na festyn? - spytała tylko po to, by odwrócić swoją uwagę od jego... hmm, pięknych spodni i uniosła kawałek bułki, by jej chłopak mógł ją ugryźć. Zrobił to nieco zbyt wolno i przy tym lekko zadrasnął zębami jej palce. Dziewczyna pisnęła zaskoczona i czym prędzej odsunęła rękę na której, o dziwo, pojawiły się strużki krwi. Dziwne, pomyślała.

- Jakież to romantyczne. Zaraz się zrzygam. - Zirytował się Tegan.

- To patrz w inną stronę. A jak ci coś nie pasuje, to chociaż się nie odzywaj, bo tak cię kopnę, że lecąc w powietrzu z głodu zdechniesz - powiedział spokojnie Caleb i objął Ninę ramieniem. - I przestań ją w końcu obmacywać. Jakbyś nie zauważył, to moja dziewczyna - dodał kładąc nacisk na słowo moja.

- Co!? - zdziwiła się Eve. - Czemu nic nie powiedziałaś!?

- Hmm... może dlatego, że zaraz chciałabyś mi to wybić z głowy i mówiła jaki to Caleb jest straszny? - rzekła Nina i za karę dostała od przyjaciółki kuksańca w żebra. - Ał - pisnęła ze śmiechem, a z gardła Caleba dobiegł dziwny warkot. Znowu...

Eve jakby się speszyła i wróciła do jedzenia swoich krowich placków. Nina odwróciła się tak, by spojrzeć w oczy chłopaka. Mogłaby przysiąc, że w ułamku sekundy zmieniły swój kolor.

- Co to było? Od kiedy ludzie warczą? - powiedziała żartem, ale on wyglądał na poważnego.

- Nikt nie ma prawa cię krzywdzić.

- Och daj spokój, do był przyjacielski kuksaniec. - Powiedziała i położyła mu dłoń na czole. Było całe rozpalone. - Wszystko okey?

- Tak. Cały dzień chodzę z gorączką - odpowiedział nawet na nią nie patrząc. Wpatrywał się uporczywie w stolik Caro. - Muszę iść. Do zobaczenia - powiedział, obdarzył ją szybkim całusem i już szedł w stronę stolika blondynki.

- Caleb - krzyknęła za nim, a ten szybko się odwrócił. Całe jego mięśnie były napięte. - Dziękuję. Wiesz za co - rzekła, a on posłał jej buziaka w powietrzu, na co ona odpowiedziała tym samym.

- Zginiesz marnie - oznajmiła mrocznym tonem Eve.


Nienawidził festynów, ale obiecał Ninie, że tam będzie. Stał przed lustrem i co chwila przykładał do siebie jedną z dwóch koszul, które trzymał w dłoniach co było dziwne zważywszy na to, że nigdy nigdzie się nie stroił. A już w szczególności na jakąś beznadziejną zabawę. Jedynym plusem było to, że zeszła mu nieco gorączka i już nie był taki zamroczony jak rankiem.

Na szczęście Caro miała jeszcze trochę tego dziwnego napoju jednak zdawał sobie sprawę, że długo tak nie pociągnie. Jeśli natychmiast nie znajdzie lekarstwa, będzie po nim. Spokoju nie dawała mu też sprawa z ojcem. Dalej nie udało mu się wyjaśnić, kto go zaatakował co niemalże doprowadzało go do szału, a już z pewnością do frustracji. Był już mimo wszystko blisko, to była tylko kwestia czasu. A kiedy znajdzie sprawcę, zatopi kły w jego szyi.

Nie od razu usłyszał kroki. Najwidoczniej choroba odbijała się również na jego wilczych zdolnościach, ale już po chwili do pokoju wszedł Matthew - bez koszulki, w samych spodniach. Zapewne dopiero co zdążył przybrać ludzką postać. Dumnym krokiem podszedł do syna i skrzyżował ręce na piersi. Padł na fotel i milczał wciąż uporczywie wpatrując się w betę Krwawego Księżyca.

- Co? - zapytał chłopak odwracając się do alfy. Ten tylko spojrzał z uniesioną brwią na koszule. Caleb, zawstydzony, rzucił obie na łóżko. - Jak się czujesz? - spytał.

- W miarę dobrze. Dziękuję za troskę. Ale nie po to przyszedłem.

- Domyśliłem się.

- Czy podjąłeś już decyzję? - zapytał syna. - Nie udawaj tylko, że nie wiesz o czym mówię. Inaczej uznam, że moje rodzone dziecko jest ułomnym idiotą.

- Hmm... więc mam nową ksywkę. Podoba mi się. Ułomny idiota, takie... dźwięczne - rzekł Caleb sarkastycznym tonem. - A teraz bądźmy nieco poważniejsi. Wyjaśnisz mi, co masz na myśli? Bo akurat w twoich myślach nigdy nie umiałem czytać i teraz raczej też nie będę mógł.

- Nina - to jedno słowo wystarczyło. - Co postanowiłeś. Mówiłeś, że się z nią rozstaniesz, a ponoć nadal się widujecie. Gdzie w tym sens? Czekasz na odpowiednią chwilę? A może po prostu chcesz się z nią zabawić?

- Nie - uciął chłopak. - Nie czekam na specjalną okazję i wykorzystywać jej też nie zamierzam. Dla człowieka seks z wilkołakiem może się okazać śmiertelną igraszką i ostatnią rzeczą, jaką zrobi w życiu.

- Więc o co chodzi? Czekasz na moment, w którym stworzysz dla niej na tyle wielkie zagrożenie, że ją zabijesz? Naprawdę ponownie chcesz żyć z poczuciem winy, synu?

Caleb wziął głęboki wdech. Zdawał sobie w pełni sprawę z prawdziwości słów ojca, ale on już podjął decyzję. El parentesco de las almas nie da się tak łatwo zniszczyć, a już na pewno nie ma możliwości zapomnieć.

- Tak, zdecydowałem się.

- I... ?

- I jej nie opuszczę - rzekł dumny ze swoich słów i pewności jaką udało mu się w nie włożyć. Matthew cmoknął i pokręcił głową.

- Nienawidzę Bastardów, więc chyba zdajesz sobie sprawę, jaką niechęć czuję do samych ludzi.

- Nie obchodzi mnie to - oznajmił Caleb.

- Chyba muszę podjąć bardziej radykalne środki. Jeśli jej nie zostawisz, na zawsze zostaniesz wygnany z watahy Krwawego Księżyca.

- Co? Nie możesz tego zrobić - zląkł się chłopak. Bycie omegą to najgorsze, co mogło spotkać wilkołaka. Bez watahy, bez nikogo, kto mógłby mu pomóc. Taki wilk zazwyczaj nie dożywał od wygnania następnego dnia. - Jestem twoim synem...

- Na razie jeszcze tak. Ale jeżeli nie opuścisz tego człowieka, będziesz musiał poświęć wszystko, na czym ci zależy - dom, rodzinę i terytorium. Jesteś gotowy na takie poświęcenie?

Chłopak nie odpowiedział. Nie spodziewał się czegoś takiego. Fakt, ojciec zawsze był dla niego surowy i wychowywał go twardą ręką, dosłownie. Jednak w głębi serca Caleb wiedział, że Matthew go kocha. Każdy rodzic kocha swoje dziecko. Nawet jeśli tego nie okazuje i jest największą świnią na świecie.

- Nie zrobiłbyś tego - rzekł i spojrzał w oczy ojca.

- Sprawdź mnie - powiedział alfa. - Ja danego słowa dotrzymuję, Calebie. A to właśnie to, obietnica.

Chłopak tylko patrzył na plecy alfy znikające w drzwiach. Nie był w stanie wydusić z siebie nawet słowa. Przez myśli przeleciały mu słowa ojca. Jesteś gotowy na takie poświęcenie?

Nie, chyba jednak nie był.


Nina czekała na niego w umówionym miejscu - restauracji, w której po raz pierwszy ją pocałował. Wspomnienia uderzyły go jak młotem. Był tchórzem, zdawał sobie z tego w pełni sprawę. Ale nie mógł wykonać dla niej takie poświęcenie. Była z przyjaciółmi, więc zdecydował się poczekać na bardziej odpowiedni moment.

Zimowy Festiwal zazwyczaj był organizowany w centrum miasta, przy ratuszu, jednak niska temperatura zmusiła wszystkich do zrobienia go w Centrum Kultury. Budynek był ogromny, jeden z największych w Laval. Nina bawiła się świetnie. Niestety Caleb nie mógł powiedzieć tego samego.

- Kochanie, możemy pogadać? - spytał w końcu, gdy w siódemkę zajadali się hot dogami. Luna i Umberto w miarę ciepło przyjęli towarzystwo ludzi, a i oni dobrze się bawili wśród wilkołaków.

- Jasne - odpowiedziała i dała mu ugryźć hot doga.

- Nie, dzięki. Nie jestem głodny.

- Oh, no tak. Ja też nie jem kiedy choruję.

- No właśnie. Ale wiesz, chciałbym z tobą pogadać sam na sam. W bardziej intymnym miejscu.

- To może chodźmy na dwór? Trochę się duszno zrobiło.

Caleb pokiwał głową i splótł swoje palce z palcami Niny. Kto wie, może to był ostatni raz? Na dworze było już ciemno. Gwiazdy migały w towarzystwie księżyca tworząc wraz z granatowym niebem piękny obraz. Dziewczyna zamknęła oczy i odchyliła do tyłu głowę.

- Pięknie - mruknęła i ponownie spojrzała na chłopaka. - Więc o czym chciałeś porozmawiać?

- O nas - rzekł krótko.

- Chyba nie zamierzasz mi się oświadczyć? - zaśmiała się i przytuliła do niego. Uwielbiał czuć ciepło jej ciała ogrzewające jego. Ale nie mógł się teraz poddać chwili, musiał być silny. Jeśli nie zrobi tego teraz, to pewnie nie zrobi nigdy.

- Nie, nie chcę. To dość... trudne. - Zaczął. - Nina, myślałem o tobie i o mnie. Naprawdę ciężko mi było podjąć tą decyzję. Jesteś niezwykle zabawna, miła i uprzejma, ale... - urwał. Jak miał jej to powiedzieć? Jak mógł zranić takie piękno?

- Ale... ? - w jej głosie dało się słyszeć strach.

- Ale nie pasujemy do siebie - rzekł w końcu i od razu pożałował. Wiedział, że to nią wstrząśnie i niesamowicie zrani. Jednakże nie spodziewał się czegoś takiego.

Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Dzięki el parentesco de las almas czuł jej ból, a ona jego. Ich dusze i serca były połączone, na zawsze.

- Czemu mi to robisz? - zapytała łamiącym się głosem. - Co złego zrobiłam? Jaki popełniłam błąd?

- Nie, Boże nie - przeraził się chłopak. - To nie t w o j a wina, ale m o j a. Ja po prostu... nie należę do przyjemnych facetów.

- Ale do takich, co widząc duże cycki od razu się podniecają? - parsknęła Nina. - No tak, więc to by nie było dziwne. W końcu ja nic nie mam.

- Nie, nie o to chodzi. - Zirytował się Caleb i potarł kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa. - Ja po prostu jestem... trudny. Mam ciężki charakter i w ogóle. - Wyznał. - Tak musi po prostu być, Nino.

- Więc niech tak będzie. Zraniłeś mnie, doszczętnie. Eve, Tegan i Tina mieli racje. Jesteś potworem.

- Tak - wyznał. - Jestem.

11 komentarzy:

  1. Piękne. Uwielbiam to opowiadanie. Niby takie samo, a jednak inne. Agnes, bardzo dobrze Ci idzie w przeciwieństwie do mnie, bo ja nawet pomysłu na fabułę nie mam. XD
    Cieszę się, że będziesz to kontynuować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, mogę Ci pomóc. Mam sporo pomysłów na nowe opowiadania :D

      Usuń
    2. Z chęcią skorzystam z Twojej pomocy. Może nawet coś z tego wyjdzie. c:
      Najlepiej skontaktować się z Tobą przez GG czy Howrse?

      Usuń
    3. Howrse. Na gg bywam rzadko C:

      Usuń
  2. 'A jak ci coś nie pasuje, to chociaż się nie odzywaj, bo tak cię kopnę, że lecąc w powietrzu z głodu zdechniesz' kocham ten tekst. Od dzisiaj to chyba będzie moja ulubiona riposta, haha =)

    OdpowiedzUsuń
  3. KURDE NO!!! POPŁAKAŁAM SIE!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnes, znów nie wiem co napisać. Twoje opowiadanie powalają wszystko i wszystkich na kolana <3. Gratuluję :*

    OdpowiedzUsuń

Flag Counter