27 lutego 2014

Rozdział 3: El Lupus

Caleb wybiegł czym prędzej z sali i udał się do łazienki. Jeszcze trochę, a rzuciłby się na nieznajomą. Bestia wdzierała się w jego umysł i starała przejąć kontrolę nad ciałem. Nie chciał zmieniać się w wilka na oczach wszystkich. Ta dziewczyna... była pierwszą ludzka istotą, która się do niego odezwała i pierwszą, która nie patrzyła na niego z pogardą, jak na potwora, którym zresztą był. Nikt nie musiał go uświadamiać. Zabijał ludzi i pożywiał się nimi. Smakował ich krwi. A najgorsze było to, że zawsze chciał więcej. To było przekleństwo. Jako Ahlanzekil był bardziej podatny na zatracenie człowieczeństwa i przeistoczenie się w krwiożerczą bestię, o jakiej pisali w mitach ludzie.
Gdyby tylko wiedzieli, że to wszystko jest prawdą...

Odkręcił kurek w kranie i szybkimi ruchami zaczął oblewać twarz, po czym przejechał mokrą dłonią po karku. Zamknął oczy i westchnął głęboko. Żyjący w nim wilk powoli się wyciszał, aż w końcu chłopak nie słyszał już nic, poza lecącą wodą. Jest coraz gorzej pomyślał. Trochę mu się zeszło zanim zdał sobie sprawę, że nie jest w łazience sam. Spojrzał w bok i ujrzał stojącego w progu drzwi ojca. Matthew el Lupus był chyba najpotężniejszym i największym wilkołakiem, jakiego Caleb miał zaszczyt oglądać w swoim dziewiętnastoletnim życiu. Nie musiał być Nadprzyrodzonym, żeby się zorientować, że alfa jest wściekły.

- Tato, ja...

- Nic nie mów - przerwał mu głębokim głosem. - Wzbudziłeś niemałe zainteresowanie publiczności. Mieli się skupić na moich słowach, nie twojej osobie - warknął obnażając ostre kły.

- Wiem, przepraszam. - Powiedział Caleb i spuścił wzrok. Nie mógł teraz patrzeć ojcu w oczy. Nie w tym stanie.

- Co się z tobą stało? - zapytał nieco mniej oschle i wszedł głębiej zamykając za sobą drzwi. - Byłeś cały spocony.

- Ja wiem... nic mi nie jest, serio. Wszystko w porządku - skłamał.

Zdawał sobie sprawę, że to i tak bez sensu. Matthew wyczuje bicie jego serca, nierównomierny oddech i to, że kłamie. Mężczyzna przechylił głowę jakby chciał się lepiej przyjrzeć synowi i zapytał.

- Czy on się obudził?

- Kto? - opowiedział pytaniem na pytanie Caleb. Wiedział, o co chodzi, ale nienawidził się przyznawać do tego, że jest słaby.

- Nie żartuj sobie ze mnie. Jestem twoim ojcem, ale i jednocześnie twoim alfą. Okaż mi trochę szacunku. - Warknął. - Doskonale wiesz, że chodzi mi o wilka. Znów się pojawił, prawda?

Caleb zastanawiał się, czy powiedzieć prawdę, czy znowu grać na zwłokę i bawić się w okłamywanie. Jednak ojciec miał rację. Jest alfą, a przywódcy watahy należy się szacunek.

- Tak - szepnął niepewnie.

- Co mówisz? - spytał Matthew.

- Że tak - powiedział głośniej Caleb. - Wilk znowu się pojawił. Znowu chce krwi - wyznał. Nagle, w tej samej chwili, poczuł się lepiej. Jakby wyrzucając z siebie tą informację, wyrzucił również potwora żyjącego w jego umyśle.

- Niedobrze, musisz uważać - podsumował alfa. - Wracaj do domu i uważaj na ludzi. Przemień się w wilka i trzymaj się z dala od centrum. Umberto i Luna pójdą z tobą.

Caleb tak też zrobił.
Posiadłość el Lupusów mieściła się na samym końcu miasta, gdzie zaczynał się las. Na tym osiedlu nie było ani jednej ludzkiej istoty, tylko wilki. Ludzie nie mogli tutaj przychodzić bez powodów i bez wcześniejszego zaproszenia. Ci, którzy tego nie przestrzegali, już nigdy nie wracali. To było ścisłe terytorium wilkołaków i tutaj nie obowiązywały żadne zasady.

Caleb, Luna i Umberto wkroczyli na wielkie podwórko. Ich dom wyglądał niczym zamek Draculi. Był tylko mniejszy i zbudowany z czarnego marmuru. Był to jedyny taki dom nie tylko na osiedlu, ale również w całym miasteczku. Chłopak przybrał ludzką postać i ruszył w stronę frontowych drzwi. Nieopodal, na leżaku, leżała jego siostra i chwytała promienie słońca przed ostatecznym końcem lata. Chwycił szklankę lodowatej wody i ją oblał.

- Ty psie! - wrzasnęła Verónica jednocześnie siadając jak sparaliżowana. Jej Verdad przybrał kolor krwistej czerwieni - znak, że naprawdę się wkurzyła.

- Oj siostrzyczko, daj spokój. Woda przyciąga słońce. Lepiej się opalisz. Zresztą, jestem wilkołakiem, nie psem. - Zaśmiał się Caleb i wyszczerzył żeby w wielkim uśmiechu. - Czemu nie jesteś w szkole?

- O to samo mogłaby zapytać ciebie - odszczeknęła i skrzyżowała ręce na piersi. - Nasza rodzina ma szlacheckie pochodzenie. Jesteśmy jedną z najbardziej cenionych i najbogatszych wilkołackich rodzin na całym świecie. Po co pracować, skoro możemy wręcz pływać w pieniądzach? - chwyciła ręcznik i zaczęła wycierać ciało.

Mimo, że miała dopiero szesnaście lat już była piękną kobietą wyglądającą na co najmniej osiemnaście. Caleb usiadł na trawie, a zaraz po nim Umberto i Luna. Zaczął skubać trawę i patrzeć w niebo. Widać było tarce księżyca. Niedługo miała nadejść pełnia. Jeśli nic nie zrobi w kierunku uspokojenia bestii, będzie ciężko.
Verónica musiała coś wyczuć, bo przestała wycierać się ręcznikiem i spojrzała uważnie na brata. Zawsze wyczuwała, gdy było z nim coś nie tak. Zdjęła nogi z leżaka i usiadła na nim, po czym pochyliła się opierając łokcie na udach i zapytała.

- Co się stało? - w jej oczach dało się widzieć strach. Może i żyła z Calebem jak wilkołak z wampirem, ale gdy chodziło o ich problemy, zawsze mogli na siebie liczyć. Umberto i Luna również się pochylili, aby lepiej słyszeć przyszywanego brata.

- Obawiam się, że to wróciło - powiedział chłopak szczególnie naciskając na słowo to. - Wilk ponownie się obudził, ale mam wrażenie, że teraz jest jeszcze silniejszy - wyznał.

Na chwilę zapanowała cisza. Nikt nic nie mówił. Słowa Caleba zawisły w powietrzu i stały się czymś uciążliwym. Verónica nic nie powiedziała. Chwyciła tylko brata w objęcia i przytuliła jednocześnie pocierając plecy, żeby go nieco uspokoić. Czuła jego napięte mięśnie i nierówny oddech. Bał się. Wiedziała, co kiedyś przeżywał i wiedziała, że on nigdy sobie tego nie wybaczył. Mimo tego, iż to nie był on. Jego ludzka świadomość została wyłączona, a na jej miejsce wstąpiła potworna bestia pragnąca tylko niszczyć i zabijać. Wszyscy myśleli, że stracili Caleba na zawsze. I teraz zagrożenie pojawiło się ponownie.

- Dasz radę - odezwała się Luna przerywając niezręczną ciszę. - Braciszku, jesteś najbardziej upartym, wkurzającym i silnym wilkołakiem, jakiego w życiu widziałam. No, z wyjątkiem Matthew, ale to już inna bajka. Chcę tylko powiedzieć, że masz nas. Rodzinę i przyjaciół. Nigdy z ciebie nie zrezygnujemy i nigdy się nie poddamy. Zawsze będziemy o ciebie walczyć, rozumiesz? Zawsze - w jej szarych oczach pojawiły się łzy, które po chwili zaczęły spływać po policzkach. On tylko objął Lunę ramieniem i posłał jej najlepszy uśmiech. Na jaki tylko było go stać.

Wiedział, że może na nich liczyć. Rodzina el Lupus zawsze trzymała się razem. U nich zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego nie była zwykłym powiedzeniem, lecz mottem. Kiedy jeden upadał w kłopoty, reszta pomagała mu się podnieść. Zdawał sobie sprawę, że nigdy nie będzie sam. Kochał ich za to, że po prostu są.

- Dziękuję - powiedział, ale to i tak nie wystarczyło, aby określić jego uczucia i wdzięczność. - Kryjcie mnie dzisiaj wieczorem. - Dodał po chwili.

- Co już kombinujesz? - spytał Umberto. Caleb dopiero teraz zdał sobie sprawę, że brat nie odzywał się cały dzień.

- Nic takiego. Po prostu mnie kryjcie. - Chłopak nie chciał wdawać się w szczegóły.

- Mamy z tobą iść? - spytała Luna.

- Nie - powiedział stanowczo. - Po prostu mnie kryjcie.



* * *

Wieczór nastał bardzo szybko. Caleb pędził z szybkością wilkołaka. Już chciał być u celu. Musiał ją zobaczyć. Wiedzieć, że wszystko jest w porządku. Bestia jeszcze się nie odzywała, co tylko go uszczęśliwiło. Gdy tylko znalazł się przed jej domem, przysiadł w cieniu jakiegoś drzewa. Była zdenerwowana, czuł to. Widział, jak dziewczyna sięga po ręcznik i znika w innym pomieszczaniu. Nagle pomyślał jakby to było, gdyby on tam był. W jej pokoju. Przestań skarcił się jednocześnie kręcąc łbem. Jednak myśli nie chciały odejść. Wyobraził sobie siebie i ją. Razem. Ona i on... posiąść usłyszał w głowie i zdał sobie sprawę, że wilk się obudził. Nie powinien wybiegać tak daleko myślami. Wiedział, że jego chęć tylko pobudzi potwora.


Odejdź warknął w myślach. Nie skrzywdzisz jej.

Ja nie. Ty tak.

Nigdy.

Poczuł, że ktoś go obserwuje.  Dziewczyna stała w oknie i uważnie się mu przyglądała. Ich spojrzenia się spotkały, a jemu zrobiło się gorąco w środku. Ona otworzyła szerzej oczy, a on, nie wiedząc czemu, pokazał kły.

Posiąść, posmakować, zabić, zjeść!

3 komentarze:

  1. hmmm wszystko ciekawie się rozkręca i nie mogę się doczekać, gdy dowiem się więcej o tych wilkołakach i tym problemie Caleba. Bardzo ładnie piszesz i masz wielką wyobraźnię. Życzę ci dalszych sukcesów i powodzenia. Jakbyś miała jeszcze jakiegoś bloga z opowiadaniami to daj znać, bo chętnie poczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jednego z dokończonym już opowiadaniem:
      http://chorobaduszy.bloog.pl/?smoybbtticaid=612555 :)

      Usuń
  2. Ślicznie kochana *-* Nadrabiam w jedną noc 3 posty :p

    OdpowiedzUsuń

Flag Counter