Miną miesiąc, a Nina wciąż nie mogła odnaleźć żadnego źródła, w którym byłaby choć jedna informacja o Laval. Tak jakby ktoś nie chciał, żeby inni dowiedzieli się cokolwiek o mieście. Dziewczyna bardzo zaprzyjaźniła się z grupką. Spędzali ze sobą prawie każdą wolną chwilę. A to na przerwach w szkole, a to na zakupach i tak dalej. Jednak coś przykuło jej uwagę. Mianowicie zachowanie Tegana. Zawsze był wobec niej uprzejmy, czasem nawet przesadnie. Często jej dotykał, siadał jak najbliżej niej i z nią najczęściej rozmawiał. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie mordercze spojrzenia Eve.
Jednak nie to najbardziej martwiło Ninę. Bała się o Caleba. Nie widziała go od pierwszego dnia szkoły. Nie pojawiał się na zajęciach, a i w mieście nigdy go nie spotkała. Zniknęła również dwójka, która cały czas przy nim była. Niczym dwaj ochroniarze. Z każdym dniem dziewczyna coraz bardziej traciła nadzieję, że kiedykolwiek zobaczy Caleba. Co chwila zastanawiała się nad tym, co właściwie się wydarzyło. Może poważnie zachorował, albo wyjechał. Z tego co się dowiedziała, rodzina el Lupus miała bardzo dużo pieniędzy. Ponoć byli z jakiegoś szlacheckiego rodu. To było dziwne, ale Nina nauczyła się już jednego - w Laval nic nie może cię zdziwić.
- O czym myślisz? - spytał Tegan siadając obok niej. Właśnie była przerwa obiadowa i Nina postanowiła zjeść na świeżym powietrzu. Gdzieniegdzie widać już było złowrogo uśmiechnięte dynie, które tylko czekały na wieczór.
- O niczym ważnym - odpowiedziała dziewczyna. Mimo, że lubiła swoją grupkę, jeszcze nie ufała im na tyle. aby mówić o wszystkim. - Gdzie dziewczyny? - spytała pragnąc zmienić temat.
- A bo ja wiem? Kocham je, ale nie łażę za nimi krok w krok. Nie jestem ich niańką.
- Dobrze, okey. Rozumiem. Nie musisz się tak rozpędzać. - Rzekła Nina i odsunęła się trochę, gdyż Tegan zaczął niebezpiecznie blisko się do niej przysuwać. Znowu.
- Idziesz na dzisiejszą imprezę? - spytał.
- Nie, raczej nie.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
- Jak to? Wszyscy idziemy, ty też - powiedział.
- Nie jestem pewna - przyznała Nina i zaczęła się rozglądać. Nie chciała siedzieć tu z Teganem. Czuła się przy nim dziwnie. - Wolę posiedzieć w domu i straszyć dzieciaki tylko po to, zeby potem wsypać im trochę cukierków. Bo przecież nikt by nie chciał mieć domu obklejonego papierem toaletowym, prawda? - zaśmiała się, jednak on miał poważną minę.
- Chodź. Będzie fajnie, zobaczysz. Po zabawie idziemy do Eve na horrory. Bez ciebie będzie... nudno - mówiąc to coraz bardziej się zbliżał, aż w końcu dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Nina czuła jego oddech na swoich ustach. Poczuła, że się rumieni. Przelękła ślinę i odepchnęła lekko chłopaka. Całe szczęście, bo właśnie w pojawiły się dziewczyny. Eve spojrzała na nią tajemniczo, bo Nina i Tegan wciąż byli bardzo blisko siebie.
- Okey, pójdę na imprezę. Nie musisz szeptać - rzekła głośno Nina, aby stworzyć pozory. Przyjaciółka od razu się rozpromieniła, a dziewczyna odetchnęła z ulgą. Będę musiała z nim porozmawiać, pomyślała.
- A więc wszyscy idą? - spytała Tina siadając obok. - Świetnie.
Nina miała jednak złe przeczucia.
Impreza oznaczała również zapotrzebowanie na lepsze ciuchy. Luisa była w siódmym niebie, gdy córka powiedziała jej, że chce iść na zakupy.
- A może ta? - spytała, gdy były w kolejnym sklepie. Ninie powoli zaczynało się nudzić. To była chyba już setna sukienka, którą oglądały. Nie wiedziała, że robienie zakupów może być aż tak męczące.
- A może pójdziesz kupić dwie mocci? - spytała z niewinnym uśmieszkiem. Matka tylko na nią spojrzała, ale musiała uznać, iż to dobry pomysł, gdyż odwiesiła sukienkę i poszła do stoiska z kawą. - Ona mnie wykończy - stwierdziła Nina.
- Nie możemy na to pozwolić - usłyszała dziwny zachrypnięty głos. Ruszyła w jego stronę i po chwili znalazła się w najbardziej wyludnionej części sklepu. Naprzeciwko niej stało trzech wysokich mężczyzn. Wszyscy byli bladzi i ubrani w czerń. Jednak najbardziej przeraziły ją ich oczy. Całe czarne.
Czym prędzej schowała się za automatem z napojami i zaczęła nasłuchiwać. Jej serce przyspieszyło bicie, gdy usłyszała, że rozmawiają o el Lupusach.
- Nie możemy żerować razem z nimi. Trzeba się ich pozbyć - odezwał się ten sam facet, co wcześniej. Był najwyższy i najbardziej blady z nich wszystkich. - Musimy mieć to miasto tylko dla nas.
- Fiodor, wymieramy. Może czas pogodzić się z myślą, że między naszymi gatunkami nastał pokój. - Powiedział stanowczo inny, niższy chłopak.
- Fiodor ma rację - wtrącił trzeci. - Jakim prawem musimy czekać na swoją kolej i patrzeć, ja te psy napełniają brzuchy? My też jesteśmy głodni, a te całe pieprzone zasady tylko ucinają nam możliwość zdobycia najlepszych sztuk.
O czym oni mówią, pomyślała z przerażeniem Nina. Nagle, w mgnieniu oka stanął przed nią najwyższy facet - Fiodor, o ile dobrze zapamiętała.
- No, no, no... Shane, Marcus, popatrzcie kogo mamy. Małą i zagubioną myszkę. - Po chwili Ninę otoczyła cała trójka. Nigdy w życiu się tak nie bała.
- A co ty tutaj robisz maleńka? I to zupełnie sama... - szepnął inny i uśmiechnął się po czym oblizał swoje kły, które niebezpiecznie zaczęły wyrastać. Miała ochotę zwymiotować.
- Shane... nie bądź taki. Przecież nie można - powiedział z sarkazmem Fiodor.
- Będą kłopoty - warknął Marcu.
- Ty umiesz popsuć każdą zabawę, co? - wymamrotał Shane.
- Koniec tego, jestem głodny! - krzyknął Fiodor i rzucił się na Ninę. Ta tylko krzyknęła. Wszystko stało się tak nagle.
Upadła, a przed nią pojawiły się trzy psy stojące do niej tyłem. Minęło kilka sekund zanim zdała sobie sprawę, że to nie psy, ale wilki. I kolejne kilka kiedy zrozumiała, że zna jednego z nich. Ciemnobrązowy wilk spojrzał na nią złotymi oczami. Całe jego ciało było pokryte czerwonymi liniami, które kończyły się na łapach i karku. Jednak w tym spojrzeniu było coś znajomego.
A potem wszystko działo się jak w filmie. Zęby, krew, rozrywane gardła... i po wszystkim. Wszyscy trzej mężczyźni nie żyli, a wilki stały z zakrwawiamy pyskami. Spojrzała głęboko w oczy brązowego wilka.
Zapomnij, usłyszała w głowie i wilki zniknęły. Zupełnie jakby rozpłynęły się w powietrzu. Dziwne słowa wciąż brzmiały jej w głowie. Co miała zapomnieć? Tych facetów? Odwróciła się na pięcie i spostrzegła, że nie ma ciał. Nic nie miało sensu.
- Co ty tu robisz? - ktoś spytał, a ona aż podskoczyła. Luisa stała z dwoma kubkami kawy i patrzyła na córkę. - Idziemy szukać tej kiecki, czy nie?
Impreza z okazji Halloween okazała się być dla Niny zupełną porażką. Może dlatego, że czuła się źle w czerwonej i za bardzo jak na nią krótkiej sukience, czy może powodem było to, że zupełnie nie umiała się ruszać. Bądź co bądź, wszyscy wydawali się świetnie bawić z wyjątkiem niej. Tegan co chwila na nią zerkał, a ona udawała, że nic nie widzi. Nie trudno było odgadnąć, że Eve ma na coś nadzieję. A ona nie chciała tego psuć.
Było coś jeszcze. Dzisiejsze południe i ten głos w jej głowie. Starała się też pojąć rozumem kim byli ci trzej mężczyźni. Wampirami? To zaprzeczało wszelkim prawom. Wampiry żyły swoim życiem jedynie w mitach, nie w normalnym życiu. Więc czemu Nina nie mogła odsunąć od siebie wrażenia, że ci dwaj nie byli jednak ludźmi. No tak. Może to ze względu na ich oczy lub kły. Trzy wielkie wilki były kolejną zagadką.
- Tyle pytań, zero odpowiedzi - mruknęła do samej siebie.
- Hmm? Mówiłaś coś? - spytał siedzący obok niej Tegan.
Byli sami. Tina i Eve zniknęły gdzieś w tańczącym tłumie.
- Nie - odpowiedziała Nina. - Muszę iść do łazienki - dodała.
Tak naprawdę nie chciała przebywać sam na sam z chłopakiem. Lubiła go, ale jego zachowanie zaczynało ją niepokoić. Ruszyła na dwór, gdyż w środku było duszno i gorąco. Nie wiedziała, co ją czeka.
Gdy tylko przekroczyła próg drzwi spostrzegła jakiegoś chłopaka. Z początku sądziła, że zemdlał. Podeszła do niego odwróciła i... wrzasnęła na widok rozerwanego gardła i otwartych oczu. Poczuła mdłości. Nie wiedziała co robić. Wróciła na salę i znalazła przyjaciół. Siedzieli we trójkę przy stole i śmiali się nie wiedząc, co wydarzyło się na zewnątrz.
- Musicie ze mną iść - krzyknęła, gdy już dobiegła do stolika. - Tam jest jakiś martwy chłopak - dodała.
- Poczekaj, uspokój się. Gdzie? - spytała Tina, ale jej wzrok mówił, że przeraziły ją słowa koleżanki.
Zaprowadziła ich na zewnątrz. Za nimi ruszyła grupka osób, która również usłyszała co się stało. Tegan podszedł do ciała, ale Nina trzymała się bezpiecznej odległości. I wtedy chłopak zaczął się śmiać.
- To kukła - powiedział. - Zobacz - i uniósł lalkę tak, by wszyscy ją widzieli. Zebrani zaczęli się śmiać, a Nina zapragnęła zapaść się pod ziemię.
- Ja myślałam... a ta krew?
- Masz na myśli ketchup? Najstarszy chwyt na całym świecie - mówił przez łzy. - Narobiłaś wszystkim stracha - rzekł i odłożył kukłę na miejsce.
Wszyscy zebrani wrócili na salę, ale Nina podeszła jeszcze raz do manekina. Przyjrzała mu się jeszcze raz. Mogłaby przysiąc, że widziała w tym człowieka. ktoś zaczął klaskać. Odwróciła się i zobaczyła stojące przed nią trzy dziewczyny. Jedna była wyjątkowo piękna. Jedyne co ją szpeciło, to tatuaż. Taki sam, jak na ciele Matthew el Lupusa.
- Podobał ci się nasz żart? - zapytała blondynka patrząc na nią swoimi piwnymi oczami. - Caro - dodała wyciągając rękę. Jednak Nina jej nie uścisnęła, co najwyraźniej nie spodobało się dziewczynie.
- Żart? Prawie umarłam ze strachu - warknęła. - Czemu to zrobiłaś?
- Słyszałam od moich przyjaciółek, że gadałaś z moim chłopakiem - powiedziała z cynicznym uśmieszkiem.
- Gadałam z wieloma chłopakami - odgryzła się choć niezgodnie z prawdą. Do tej pory rozmawiała tylko z Teganem i zamieniła jedno, dosłownie jedno, słowo z Calebem. Cóż, była gotowa zamienić więcej, ale chłopak po prostu się rozpłynął. I wtedy do niej dotarło. - Caleb to twój chłopak? - zapytała.
- No proszę, czyli wiesz o kogo mi chodzi - Nina miała ochotę zerwa Caro ten parszywy uśmieszek. Zacisnęła pięści i ugryzła się w język pamiętając, co mówiły dziewczyny. Trzymaj się z dala od grupki Caro.
- Patrz, zaniemówiła - powiedziała dziewczyna stojąca z lewej strony blondynki. - Może powinnyśmy jej przypomnieć, jak używać języka?
- Nauczyłaś się pluć jadem od przyjaciółki? - warknęła Nina i od razu pożałowała.
Caro rzuciła się na nią z niewiarygodną siłą. Obie upadły na ziemię i zaczęły się szarpać.
- Złaź ze mnie idiotko! - krzyknęła Nina i wymierzyła blondynce porządny cios w policzek.
Ta złapała się za niego. Jej oczy stały się złote.
- Ty suko. Zapłacisz za to - warknęła i chciała sięgnąć do szyi Niny, ale złapała za wisiorek od babci. Jej ręka zaczęła się dymić, a Caro wrzasnęła z bólu i szybko się cofnęła. Spojrzała na dłoń, która miała obrzydliwy czerwony kolor. Była cała poparzona.
- Co tu się dzieje? - odezwał się męski głos.
Serce Niny przyspieszyło. Caleb zeskoczył z kamienia i wylądował miękko na ziemi. Podszedł do nich, a za nim jego dwójka.
- Caro, znowu męczysz ludzi? - spytał.
- Nie męczę, ostrzegam. - Warknęła i pokazała chłopakowi dłoń. - Ta idiotka ma czyste srebro na szyi.
Caleb spojrzał na Ninę, a ta poczuła się dziwnie. W jego oczach był spokój, nie to co u blondynki. A potem przeniósł wzrok na jej wisiorek i patrzył.
- Skąd go masz? - spytał.
- Od zmarłej babci. Nigdzie się bez niego nie ruszam. To mój talizman - odpowiedziała.
- Zdajesz sobie sprawę, że w Laval zakazane jest posiadanie czystego srebra? - spytała dziewczyna o szarych włosach. Jednak w jej głosie również nie słyszało się nienawiści. Po prostu stwierdzała fakty.
- Tak, wiem. Ale nie zamierzam pozbywać się wisiorka. Obiecałam babci, że nigdy go nie zdejmę i tak zrobię. On jest częścią mnie - oznajmiła.
- Caro, idź z przyjaciółkami na zabawę. Luna, Umberto, wy je przypilnujecie. - Rzekł Caleb po czym dodał. - A ty pójdziesz ze mną na rozmowę.
No pięknie, pomyślała Nina, ale poszła posłusznie za chłopakiem.
Robi się coraz ciekawiej =)
OdpowiedzUsuńNo, no, no est coraz ciekawiej ;) Czekam na dalszą część
OdpowiedzUsuńPowiem jedno. Masz talent, kobieto.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWeź ty napisz książkę *o*
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś. Ale na to trzeba funduszy :)
Usuń