8 kwietnia 2014

Rozdział 7: Campbell

Nina wpadła do domu dysząc ciężko i czując płuca pragnące wydostać się z jej klatki piersiowej. Przez Caleba o mało nie złamała zasad. Nie wiedziała co się może stać, ale nie miała w tej chwili ochoty tego sprawdzać. Bardziej zastanawiało ją zachowanie chłopaka i ten błysk w oczach, kiedy zaczęła mówić o nadprzyrodzonych istotach. Wyglądało na to, że on naprawdę w to wierzył. Po raz pierwszy ktoś nie uznał jej za wariatkę. I to było miłe. Ale nie tak, jak pocałunek. Nie sądziła, że sprawy tak szybko się potoczą. Nawet nie marzyła o tym, że Caleb kiedykolwiek zwróci na nią uwagę. Z tego co widziała, budził podziw u każdej dziewczyny. Nic dziwnego, że Caro była zazdrosna.

Nina otworzyła szeroko oczy. Czy ja całowałam zajętego chłopaka? pomyślała z przerażeniem. To nie było w jej stylu. Ba! W ogóle nie lubiła uganiać się za facetami. Ale chciała coś zmienić w nowym życiu. Chciała po prostu poczuć miłość, nie tylko rodzicielską. Miała wrażenie, że Caleb jest w stanie jej to dać, ale widać było gołym okiem, że coś z nim się dzieje. A ona nie miała zamiaru bawić się w "CSI", robić dochodzenie w tej sprawie, czy wypytywać. Jeśli on zaufa jej na tyle, żeby powiedzieć w czym rzecz, to powie.

Ruszyła na palcach po schodach, żeby nie obudzić rodziców. Serce biło jej szybko. Nie tak, jak z Calebem, ale i tak miała wrażenie, że ktoś może usłyszeć. Obiecała rodzicom, że wróci przed dwudziestą drugą, a była już północ. Gdy już dotarła do pokoju, cicho zamknęła za sobą drzwi. Postanowiła wziąć szybki prysznic i od razu iść do łóżka. Na stoliku nocnym zauważyła kartkę. Zdziwiona sięgnęła po nią i odczytała jedno zdanie napisane pięknym, pochyłym stylem: Nie wiesz, kim naprawdę jesteś. Nie było żadnego podpisu, ani adresu. Rozejrzała się po pokoju, jednakże nie widać było żadnego śladu intruza. Uznała, że to pewnie mama albo tata. Albo oboje.

Rano postanowiła sprawdzić swoją teorię. Zaczęła wypytywać o swoje dzieciństwo i daleką przeszłość. Jednak ani Luisa, ani Kevin nie dawali nic po sobie poznać. Nina postanowiła, że nie będzie naciskała. W końcu się wygadają. Zjadła na szybko tosta popijając go sokiem pomarańczowym i ruszyła na zajęcia. Coraz bardziej przyzwyczajała się do nowego otoczenia. Miała tylko jeden problem - hiszpański. Język w ogóle jej nie szedł. Wszyscy mówili, że jest łatwy, więc albo ona była taka tępa, albo tamci kłamali.

- Czy może znacie kogoś, kto mógłby dać mi korepetycje z tego ohydnego języka? - zapytała tego samego dnia na przerwie.

- Nie - powiedzieli prawie jednocześnie jej przyjaciele.

- Najlepszym uczniem, który ma same A z hiszpańskiego jest Caleb - oznajmiła Eve wpychając pół energetycznego batona do budzi i popijając go colą. - Ewentualnie Caro. Jednak po ostatnim wydarzeniu wątpię, żebyś chciała prosić ją o pomoc.

- Cholera, wolałabym zostać pożarta  - zaśmiała się Nina i spojrzała na swoją kanapkę z tuńczykiem. Nie miała ochoty jeść praktycznie od czasu spotkania z innymi... istotami w centrum. Dalej nie rozwiązała zagadki trzech wilków, ale miała wrażenie, że wkrótce się czegoś dowie. Musiała tylko porozmawiać z el Lupusem. On coś wiedział. Po sekundzie wpadła na pewien pomysł.

- Gdzie idziesz? - spytał Tegan widząc podnoszącą się przyjaciółkę. Sam chciał wstać, ale go powstrzymała.

- Muszę gdzieś iść - odpowiedziała Nina i ruszyła na poszukiwania.

* * * 

Caleb uwielbiał patrzeć na kaczki pływające w stawie w pobliżu szkoły. Były podobne do niego - walczyły o przetrwanie na wszelki możliwy sposób. Tylko, że on był mordercą, a one nie. Bestia z dnia na dzień stawała się coraz silniejsza. To była tylko kwestia czasu, zanim ponownie przejmie nad nim kontrole. A na to nie mógł sobie pozwolić. Był przyszłym alfą i musiał pokazać watasze i ojcu, że jest na to gotowy.

Nie od razu zorientował się, że ktoś nad nim stoi. Już myślał, że to Caro, gdy poczuł drażniącą woń tojadu. Brzuch mu się ścisnął, a w głowie zaczęło kręcić. Jak to możliwe, że taka mała ilość roślinki może na niego działać w ten sposób? A może to nie była wina tojadu? Odwrócił się i zobaczył stojącą przed nim Ninę. Była piękna. Oblana blaskiem słońca, tak jak kochał na nią patrzeć. Mimowolnie się uśmiechnął po czym klepnął na miejsce obok siebie. Przypomniał mu się wczorajszy wieczór i zaklął w duchu, że nie został z nią dłużej. Dziewczyna usiadła i od razu powiedziała:

- Potrzebuję twojej pomocy.

Chłopak zrobił zdziwioną minę. Nigdy nie widział, żeby akurat ona prosiła kogokolwiek o pomoc. Miał wrażenie, że zawsze radzi sobie sama i nie lubi się kimś wyręczać. Była jedną z najbardziej samodzielnych osób jakie znał. Przełknął ślinę i spytał.

- W czym?

- Otóż mam problem z językiem hiszpańskim, a słyszałam od niektórych, że ty jesteś w tym całkiem dobry - odpowiedziała dziewczyna i posłała mu czarujący uśmiech,  od którego serce zabiło mu szybciej. Tak bardzo chciał wierzyć, że to, co powiedział mu dziadek o pokrewieństwie dusz, jest nieprawdziwe, że to po prost zwykłe zauroczenie, które przyjdzie i wkrótce sobie pójdzie. Jednak się na to nie zanosiło. Chłopak czuł, że to zupełnie nieznane mu uczucie tak łatwo nie odejdzie.

- Cóż... - mruknął w końcu. - Jestem Argentyńczykiem. Hiszpański jest moim ojczystym językiem.

- To świetnie! A więc mi pomożesz - ucieszyła się Nina i chciała go przytulić, ale ten się odsunął.

- Nie, nie pomogę - rzekł, a gdy zobaczył szok na twarzy dziewczyny, szybko dodał. - Nie żebym nie chciał. Po prostu nie umiem tłumaczyć. - Skłamał z nadzieją, że w jej uszach zabrzmiało to wiarygodnie. Ale sam musiał przyznać, że nie umiał kłamać.

- Nie, to nie - obruszyła się, wstała i poszła nawet na niego nie patrząc.

Chciał za nią zawołać, ale co by wtedy powiedział? "Nie mogę ci pomóc, bo sam potrzebuję pomocy związanej z moją bestią, a ty działasz jak cervus na tygrysa". Musiałby wtedy wyznać, kim jest, a do tego niespecjalnie się mu śpieszyło. Zresztą, przypadkiem nie mógł być fakt, że babcia Niny wiedziała o Nadprzyrodzonych i dodatkowo dała wnuczce śmiertelną broń przeciwko jego rodzajowi. Coś mu tu śmierdziało... otworzył oczy, gdyż do jego nozdrzy naprawdę wkradł się nieprzyjemny zapach. Ku niemu szedł Umberto i Luna. On wyglądał jakby dopiero wrócił z tarzania się z prosiakami. Z trudem się powstrzymał, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- A tobie co się stało? - zapytał odsłaniając nieco zbyt zaostrzone zęby.

- Uprawiam sport zamiast użalać się nad sobą - warknął Umberto i klapną obok przyszywanego brata. - W mieście będą kłopoty - dodał pijąc sok z bidony. Caleb miał nadzieję, że to sok.

- Uspokój się, braciszku - zganiła go Luna i zwróciła się do Caleba. - Czego chciała?

Chłopak spojrzał w kierunku, który wskazywała siostra i ujrzał oburzoną Ninę. Szła zgarbiona z rękami w kieszeniach. Nie trudno było odgadnąć jak wygląda jej twarz.

- Prosiła mnie o pomoc. - Odpowiedział znów odwracając się w stronę rodzeństwa. - Ma problemy z hiszpańskim.

- Nie uważasz, że to dziwne? - odezwał się Umberto w przerwach między łykami.

- Ale co?

- To, że jest jedynym człowiekiem, który nie boi się do nas, a tym bardziej do ciebie, odezwać. Dobrze wiesz, że te pokraki trzymają się na dystans i nie wchodzą nam w drogę. Wiedzą, że inaczej skończą w naszym żołądku - odpowiedziała za brata Luna. - Coś jest z nią nie tak.

- Albo ty jesteś przewrażliwiona - skwitował Umberto, ale tym razem Caleb nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem zmieszanym z powarkiwaniem. Nigdy się nie śmiał.

- Mogłabyś jej pomóc? Ja jestem nieco niedysponowany - wznowił po kilku minutach Caleb.

- A co, okres masz? - warknęła Luna wciąż wyraźnie obrażona. - Zawsze wiedziałam, że jesteś zbyt kobiecy.

- Nie pozwalaj sobie - uciął chłopak.

- Okey, okey. Tranquilamente, hermano. Spróbuję - powiedziała dziewczyna wstając.


* * *

Nina była wściekła. Miała ochotę wrócić do Caleba i z całej siły go walnąć w krocze, aby poczuł silny ból. Tak przypuszczała, chciał się zabawić i tyle. Wczorajszy pocałunek pewnie nic dla niego nie znaczył. Pewnie po niej zrobił to z niejedną dziewczyną, ten typ tak ma. Jednak najbardziej zabolała ją próba kłamstwa. Mógł po prostu powiedzieć, że nie chce.

- Ej, ty - usłyszała za sobą wołanie. W jej stronę biegła siostra Caleba, Luna. Była wyjątkowo śliczna i kobieca.

- Czego? - spytała nieco zbyt ostro, gdy dziewczyna już znalazła się obok niej.

- A może jednak trochę grzeczniej? Zawsze plujesz jadem na prawo i lewo?

- Nie zrównuj mnie z Caro, dobrze? - żachnęła się Nina i już miała odejść, kiedy dziewczyna mocno złapała ją za łokieć. - Puszczaj - warknęła. - Albo cię skopię.

- Chciałabym to zobaczyć - odgryzła się tamta. - Słuchaj, nie jestem tu ze względu na siebie. Caleb poprosił mnie, żebym ci pomogła. Podobno masz problemy z hiszpańskim.

- Mam, ale od ciebie pomocy nie chcę. I puść mnie wreszcie, to boli.

Luna zrobiła to, ale wciąż patrzyła uważnie na Ninę.

- Rozumiem, że chcesz oblać? - spytała. - Wiem co myślisz, że Caleb nie chce ci pomóc. Ale to nie prawda. Ma własne... problemy,  z którymi trudno mu się uporać. Spróbuj go zrozumieć.

- Och, rozumiem doskonale. Niech będzie. Jutro w bibliotece? Po zajęciach?

- Może być. I postaraj się być nieco milsza. Zniechęcasz do siebie ludzi. - Rzekła Luna i oddaliła się w stronę, z której przybiegła.

- Wzajemnie.

Gdy tylko Nina weszła do domu, od razu wiedziała, że mają gościa. Wszystko było pięknie ułożone i poukładane, a na wieszaku wisiała trzecia kurtka. Była cała ze skóry, czyli zupełnie nie w stylu rodziców. Weszła ostrożnie do salonu, w którym znajdowali się jej rodzie oraz młody chłopak, może ze dwa lata od niej starszy. Miał blond czuprynę ze złotymi pasemkami i piękne, szmaragdowe oczy. Spojrzał na nią i się uśmiechnął.

- Ach, Nina. - Powiedziała mama zauważając córkę. Przez chwilę dziewczyna myślała, że matka się śmieje, ale po chwili zdała sobie sprawę, że łka. Ojciec siedział z poważną miną i splecionymi rękami patrząc się na podłogę. Na tym obrazku nie pasował tylko uśmiech chłopaka.

- Kto to? - spytała i ostrożnie weszła do pomieszczenia.

Chłopak podniósł się i leniwym krokiem podszedł do niej. Spojrzał jej głęboko w oczy, podniósł ręce i zrobił jeszcze kilka innych rzeczy, jakby ją sprawdzał, czy nadaje się do walki.

- Witaj, Cheryl, dawno się nie widzieliśmy. Pewnie już mnie zapomniałaś, Campbell Ramiro Donnell. - Powiedział i ją objął. - Dobrze cię znowu widzieć.

6 komentarzy:

  1. Nareszcie! Cudeńko moje *-*
    Promuję twój blog, czy mogę liczyć na to samo?
    zakazanaziemiaprzeznaczenia.blogspot.com

    I czy posiadasz jakieś konto na, którym mogłabym z Tobą porozmawiać?(howrse, doggi, e-mail)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dodałam :3 Niestety, ale nie mogłam wkleić linku do Twojego baneru, bo nie można kopiować. Na Howrse jestem jako Hindustani :)

      Usuń
    2. Wyślę link do baneru na howrse ;)
      (nowego-stary nie jest zbyt ładny)

      Dalszej weny życzę :3

      Usuń
  2. Rozdział fajny. Choć nie będę się dłużej na ten temat wypowiadać, bo czasu zbytnio to ja nie mam.
    Czekam na cd. ;D
    I oczywiście nieograniczonych zasobów weny życzę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny, aż miło się czyta.
    Nie wiem czemu, ale bohaterowie kojarzą mi się ze serialu "El Barco", czy "El Internado". Bardzo mi się to podoba, gdyż Statek uwielbiam. I jeszcze to nawiązanie do hiszpańskiego, i ogólnie w reszcie rozdziałów.... KOCHAM.
    - - -

    OdpowiedzUsuń

Flag Counter