Z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Jego łapy co chwila rozbryzgiwały coraz to większe kałuże. Czuł jak powili skleja się jego futro, jak zaczyna coraz bardziej śmierdzieć mokrym psem. Jednak teraz nic się nie liczyło. Chciał być jak najdalej od jej domu. Popełnił błąd, więcej tego nie zrobi. Nie pozwoli bestii ponownie nad sobą zawładnąć. Wbiegł w wielki las. Dla ludzi wydawał się być mroczny, niebezpieczny i pełen tajemnic. Ale dla niego był domem. Jedynym bezpiecznym miejscem. Udał się do miejsca, o którym wiedział tylko on. Pragną być sam. Uspokoić się. Z urwiska widział całe miasteczko. Ludzie szli szybko do swoich domów. Zbliżała się północ, czas łowów.
* * *
Nina z trudem otworzyła oczy. Poczuła pulsujący ból w czaszce. Dopiero po chwili dotarło do niej, że leży na łóżku, a obok niej siedzą rodzice. Dotknęła głowy i poczuła bandaż.
- Co się stało? - zapytała. Czuła suchość i niesmak w ustach.
- Myśleliśmy, że ty nam powiesz. Czuliśmy się źle, że tak cię potraktowaliśmy, więc weszliśmy na górę i zobaczyliśmy, że leżysz nieprzytomna - odpowiedział ze strachem jej ojciec. - Co się wydarzyło?
- Ja... nie pamiętam - powiedziała szczerze. - Mogę prosić o coś do picia?
Mama pokiwała głową i na chwilę wyszła z pokoju, by za chwilę wrócić ze szklanką napełnioną wodą. W drugiej ręce trzymała też jakiś proszek.
- Masz, napij się i weź tabletkę. Potem połóż się spać.
Nina zrobiła to, o co prosiła ją matka. Wbrew wszystkiemu sen przyszedł bardzo szybko.
Następnego dnia czuła się o wiele lepiej. Ból w czaszce ustąpił dzięki czemu wstała z łóżka bez problemu. Jednak pojawił się inny kłopot. Znowu nie miała się w co ubrać, więc znowu musiała prosić mamę o pomoc.
- Chyba powinnyśmy wybrać się na zakupy - zaśmiała się widząc córkę i jej niewinną minę. - Jesteś pewna, że możesz iść do szkoły?
- Tak, jestem. Nie chcę opuścić pierwszego dnia, chyba rozumiesz. Mamo, mogę się o coś ciebie zapytać?
Kobieta zesztywniała i spojrzała na córkę.
- O co? - spytała podejrzliwe.
- Dlaczego w internecie nie ma nic o Laval? To znaczy jest, ale o tym w prowincji Quebec, a my jesteśmy w Kolumbii Brytyjskiej. O co tutaj chodzi? Czy to możliwe, żeby w jednym państwie były dwa miasta o takiej samej nazwie? - dopytywała się Nina. Jak małe dziecko pomyślała.
- Cóż... z tego co wiem, miasteczko kiedyś zwało się inaczej. Jednak, z nieznanych powodów, nazwa została - odpowiedziała Luisa i zaczęła składać ubrania. Jednak Nina nie zamierzała tak łatwo odpuścić matce.
- Więc jak się nazywało? I kto jest założycielem tego miasta?
- Jesteś strasznie ciekawska, w sumie to nawet dobrze. Sama nie wiem zbyt dużo o tym miejscu. Zdaje się, że założyciel miał na nazwisko el Lupus i był pochodzenia argentyńskiego. Stąd te wszystkie piosenki latynoamerykańskie i górujący tu hiszpański. Wiem, że to cię dziwi, bo każdy wie, że Kanada to głównie francuski i angielski, ale widocznie tu jest inaczej.
- Myślałam, że założyciel był Hiszpanem - wtrąciła dziewczyna.
- Nie, był Argentyńczykiem. Musiałaś znaleźć jakąś błędną informację. Przecież hiszpański to nie tylko Hiszpania. Co do pierwszej nazwy Laval... nie znam odpowiedzi - Nina miała wrażenie, że matka kłamie co do ostatniego zdania. Kiedy tak było, w jej oczach pojawiały się iskierki. Ale tym razem odpuściła. Nie dlatego, bo chciała, ale dlatego, że musiała czym prędzej ruszać do szkoły, jeśli nie chciała się spóźnić. Wrócimy do tej rozmowy później pomyślała.
Myślała, że szkoła będzie rewią mody tylko na rozpoczęcie roku. Myliła się. Miała wrażenie, że teraz jest jeszcze gorzej. Dziewczyny były poubierane nieprzyzwoicie skąpo jak na takie miejsce. Odnalazła wzrokiem grupkę, którą poznała wczoraj i ruszyła do nich.
- Cześć - powiedziała nieśmiało. Cała trójka odwróciła się w jej stronę, a Tegan i Eve przywitali ją uśmiechem.
- Hej - powiedzieli jednocześnie.
- Dzisiaj nie będziesz kąsać? - zapytała Tina patrząc podejrzliwie.
- O ile ty też zawiesisz broń. - Rzekła Nina i wyciągnęła do niej rękę. - Zacznijmy jeszcze raz. Nina Clanvers.
Rudowłosa Szkotka wahała się przez chwilę, aż w końcu uścisnęła wyciągniętą dłoń i lekko nią potrząsnęła.
- Tina Clay, miło mi.
Cała czwórka postała jeszcze chwilę. Wszyscy chcieli poznać Ninę, co bardzo się jej podobało. Mogła zapomnieć o tym, że jest nowa i o wczorajszym wieczorze.
- Jesteś z Anglii? - pisnęła Eve i jej twarz rozpromienił uśmiech.
- Tak. Ale nie rozumiem, co jest w tym takiego podniecającego.
- Ta wariatka kocha się w Wielkiej Brytanii odkąd tylko pamiętam - wtrącił się Tegan. Stał dziwnie blisko Niny, przez co dziewczyna poczuła się nieręcznie i odsunęła się trochę z nadzieją, że on tego nie spostrzeże.
- Ugryź się, pajacu. - Warknęła Eve.
Nina zaśmiała się nie mogąc uwierzyć, że tak szybko znalazła znajomych. To było cudowne uczucie. Może i Tina nie za bardzo jej ufała, ale to na pewno kiedyś się zmieni. W końcu nie mogła mieć od razu wszystkiego. Trójka jej znajomych zaczęła rozmawiać o swoich wakacjach. Nina nie chciała się wtrącać, więc zaczęła się rozglądać bez sensu. Kiedy spojrzała prosto w brązowe oczy Caleba, nie wiedziała jak się zachować. Ten chłopak dziwnie na nią działał. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Czy tak wygląda zauroczenie? Nie była obeznana w tych sprawach. Ale dziewczyny mówiły jej, żeby trzymać się od niego z daleka. Tak samo, jak jego rodziny i grupki Caro. I mimo, że zżerała ją ciekawość czemu, ufała znajomym. Bo niby czemu mieli kłamać? Jak gdyby nigdy nic odwróciła wzrok i tym razem spojrzała na Tegana. Był całkiem przystojny. Niezbyt wysoki, ale smukły z szerokimi barkami. Oczy też miał całkiem ładne, prawie carne z szarą obwódką.
Chłopak spojrzał na nią, a ona poczuła, jak na jej twarzy pojawia się rumieniec. Właśnie przyłapał ją na gapieniu się. Jednak Tegan tylko się uśmiechnął i puścił jej oko. Nina zaczęła nerwowo bawić się naszyjnikiem, aby zająć czymś ręce. Nagle Tina złapała ją za nadgarstek, spojrzała na wisiorek i zrobiła wielkie oczy.
- Skąd to masz? - zapytała, a w jej głosie dało się słyszeć strach.
- Pamiątka po babci. Nigdzie się bez niego nie ruszam. Jest częścią mnie. - Odpowiedziała.
Nagle przypomniał się jej ten dzień, w którym dostała naszyjnik. Była bardzo małą dziewczynką. Miała może z cztery latka. Babcia robiła wtedy jej ulubione ciasto - czekoladowe ze śliwkami.
- Jesteś super, babciu - zapiszczała dziecinnym głosem patrząc w piekarnik.
- Uważaj, żebyś się nie poparzyła - przestrzegła ją starsza kobieta i po chwili chwyciła wnuczkę na kolanach. Na stoliku stała mała szkatułka zamknięta na klucz. Nina zawsze się zastanawiała, co mogło w niej być. I wyglądało na to, że dzisiaj miała się dowiedzieć.
- Czy moja najukochańsza wnuczka umie dochować tajemnicy? - zapytała.
- Tak, babuniu. Ale przecież jestem twoją jedyną wnuczką, prawda?
- Tak, kochanie. Jesteś. - Kobieta uśmiechnęła się ciepło i pocałowała dziewczynkę w czoło. Chwyciła niewielki kluczyk i otworzyła pudełeczko.
- Śliczne - rzekła Nina jak zahipnotyzowana i chwyciła w rączki wisiorek. - Śliczne - powtórzyła.
- Tak, moja maleńka. Gdy skończysz piętnaście lat, dostaniesz go. To talizman, który zawsze musisz mieć przy sobie. Będzie cię chronił przed demonami i innymi potworami. - Wyjaśniła jej babcia.
- Ale mój Roofi mnie broni - oburzyła się Nina i spojrzała we fiołkowe oczy babci.
- Tak, wiem. Twój pluszowy miś jest bardzo odważny, ale on też potrzebuje pomocy. Kiedy będziesz starsza, Roofi już nie będzie dla ciebie taki ważny. Zobaczysz. A wtedy talizman będzie twoją jedyną tarczą.
- To potwory naprawdę istnieją? - spytała zdziwiona dziewczynka.
Babcia nigdy nie odpowiedziała jej na to pytanie. Pamiętała, że to była ich ostatnia rozmowa, gdyż w następnym tygodniu zmarła z niewiadomych przyczyn. Mama dała jej naszyjnik dużo wcześniej, za co Nina była jej niezmierzenie wdzięczna. Chwyciła wilczą łapkę ze srebra i zacisnęła na niej palce. W środku była jakaś zasuszona roślina o fioletowym kolorze. Nigdy nie mogła odgadnąć co to, ale podświadomie czuła, że jest niebezpieczna.
- Halo, ziemia do Niny - usłyszała i szybko się otrząsnęła.
- Co? Przepraszam, zamyśliłam się - rzekła.
- Da się zauważyć - powiedziała Tina. - To jest srebro, prawda? - zapytała.
- Nie wiem - przyznała szczerze Nina. - Chyba tak. W środku jest jakaś roślina. Niestety, nigdy nie rozgryzłam jaka.
- Zapewne tojad - powiedział Tegan. - Fioletowa?
- Mhm...
- Z pewnością tojad. Zdajesz sobie sprawę, że to jedna z najsilniej trujących roślin na świecie? - wtrąciła Eve. - Nie tylko dla ludzi - powiedziała ze szczególnym naciskiem na ostatnie słowo.
- Nie rozumiem - powiedziała Nina. - Wiem, że jest trujący, ale przecież go nie spożywam. Poza tym, jest ususzony. - Dodała.
- Dobrze, dobrze, nie chcemy się kłócić - rzekła Tina. - Ale zdajesz sobie sprawę, że w tym mieście n i k t nie może mieć przy sobie czystego srebra ani tojadu? - spytała.
- Niby czemu? - oburzyła się Nina i spojrzała na koleżankę. - Co w tym złego?
- Powiedzmy, że Matthew el Lupus tego nie znosi - podsumował szybo Tegan.
- A co mnie to obchodzi? To ja to noszę, nie on. Jak coś mu się nie podoba, niech nie patrzy - warknęła Nina i ruszyła w stronę budynku, gdyż w tej samej chwili zadzwonił dzwonek.
Jaką tajemnice skrywa to miasto? przeszło jej przez myśl. Wiedziała, że musi się tego dowiedzieć. Chociażby miała siedzieć nad tym dniem i nocą, dowie się prawdy.
Będę czytać twój blog :3
OdpowiedzUsuńŻyczę weny do pisania
Dera
hmm zaczyna się ciekawie i fajnie, że Nina ma coś co będzie ją chronić przed wilkołakami :3
OdpowiedzUsuńZe zniecierpliwieniem czekam na część dalszą i mam nadzieję, że będzie równie ciekawa i wciągająca. Jestem ciekawa jak to się wszystko skończy.
Powodzenia w pisaniu