9 maja 2014

Rozdział 9: Szansa

Caleb czuł rozpalającą go gorączkę. Krew coraz wolniej płynęła w jego żyłach, a na czole pojawiały się krople potu. Po raz pierwszy w życiu jego organizm nie był w stanie się samodzielnie uleczyć i zregenerować. Już wiedział, co czują ludzie kiedy są chorzy, ale to nie było zwykłe przeziębienie. Wiedział, że to o wiele poważniejsza sprawa. Teraz w jego ciele był ten sam wirus, który przyczyniał się do wymierania Nadprzyrodzonych. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego koniec jest już bliski.

Usłyszał, jak do jego pokoju ktoś wchodzi. Nie był w stanie otworzyć oczu. Chciał użyć zmysłu węchu, ale i on teraz na nic się nie zdawał. Usłyszał, jak ktoś woła jego imię, ale nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Spróbował otworzyć oczy i od razu dopadły go mdłości. Mimo, że okna były zasłonięte żaluzjami, cały czas czuł się tak, jakby ktoś świecił mu latarką prosto w oczy. Miał wrażenie, że zaraz głowa mu eksploduje. Gdy zobaczył, kto stoi przy jego łóżku, zaparło mu dech w piersiach. Chciało mu się jednocześnie płakać i śmiać. Była tak samo piękna jak zawsze. Długie włosy związała w warkocz, a usta miała wykrzywione w uśmiechu. Jej oczy były pełne miłości i oddania.

- Esperanza - szepnął i chciał wyciągnąć do niej dłoń, by dotknąć jej gładkiego policzka.

Przekrzywiła głowę jak ptak, co było jej cechą charakterystyczną, a potem wybuchła śmiechem wypełniając jego wnętrze czymś słodkim i ciepłym niczym miód. Czuł od niej ciepło, jakby naprawdę z nim tu była. Ale przecież to nie było możliwe. Chyba, że...

- Umarłem? - spytał nieśmiało. Ona ujęła jego dłoń i spojrzała mu głęboko w oczy.

- Nie, nie umarłeś - odpowiedziała. - Jesteś tutaj, wśród żywych. Ale twój koniec się zbliża. Musisz działać i znaleźć lekarstwo. Tylko ty i ona możecie to odkryć. Tylko prawdziwe uczucie i poświęcenie może je stworzyć. I pamiętaj, cały czas jestem przy tobie, nawet o tym nie wiesz. - Urwała i zaczęła gładzić go po głowie z taką czułością, którą umiała mu okazać tylko ona.

- O czym ty mówisz? - zdziwił się ale przymkną oczy. Tak dobrze było znowu czuć jej ciepłą dłoń i zapach róż.

- Wkrótce się przekonasz. Pamiętaj co nas łączyło. Musisz walczyć, Calebie. Nigdy nie znałam kogoś takiego jak ty. Wiem, że ci się uda. W przeciwnym razie... umrzesz.

- A może ja chcę umrzeć? - szepnął. - Może już nie chcę żyć z dala od ciebie?

- Nie, nie chcesz. Jestem przy tobie, zawsze. Historia lubi się powtarzać, wkrótce się o tym przekonasz. - Szepnęła i pochyliła się, by obdarzyć go pocałunkiem, jednak nie poczuł jej ust, gdyż znikła niemalże tak szybko, jak się pojawiła.

Znowu był sam ze swoimi wspomnieniami i dziwnymi słowami ukochanej, które kotłowały się teraz w jego głowie.

* * * 

- Czekaj, czekaj - zaczęła Nina wyciągając dłoń do nieznajomego. - My się znamy? I czemu nazwałeś mnie Cheryl? Nazywam się...

- Nie - przerwał jej Campbell. - Nie pomyliłem się. Jesteś Cheryl, ale widzę, że rodzice ci nic nie powiedzieli - rzekł spoglądając na małżeństwo i unosząc brwi. - Jednak musieli mieć w tym jakiś cel, więc nie widzę powodu, aby cię informować o prawdziwym świecie, w którym żyjesz.

 Nina pragnęła walnąć go z całej siły, ale się powstrzymała. Miała talent do wpadania w kłopoty, a wolała nie sprawdzać cierpliwości tego chłopaka. Kiwnęła tylko głową i nic nie mówiąc, poszła do pokoju.

Następnego dnia czuła się dziwnie. Od samego rana czuła ból w żołądku i zawroty głowy. Miała wrażenie, że będą kłopoty. I się nie pomyliła. Gdy tylko przekroczyła próg szkoły zdała sobie sprawę, że nie było Caleba. Jego rodzeństwo stało same przed salą lekcyjną i szeptało między sobą. To było dziwne zważywszy na to, że chłopak nigdy się z nimi nie rozstawał. Miała tylko nadzieję, że to nie przez jej reakcję. Podeszła do dziewczyny i odchrząknęła chcąc zwrócić na siebie uwagę.

- Czego? - warknął chłopak. Umberto, jeśli się nie myliła.

- Uspokój się - skarciła go siostra. - Co chcesz? - zwróciła się do Niny.

- Co z dzisiejszymi korkami z hiszpańskiego? - spytała. - Obiecałaś, że mi pomożesz.

- Wybacz, ale muszę się zająć moim bratem. Caleb jest... chory - powiedziała.

Nina poczuła jakby ktoś kopną ją w brzuch. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie wiedziała, że mogłaby tak zareagować na wiadomość o zwykłej chorobie kolegi. Ale miała wrażenie, że to jednak coś poważniejszego.

- Co się z nim stało? - spytała drżącym głosem.

- To zwykłe przeziębienie - poinformowała ją Luna, ale Nina czuła w jej głosie kłamstwo.

- A mogłabym... - zaczęła. - Go odwiedzić?

Luna i Umberto spojrzeli na nią jakby powiedziała coś nadzwyczaj dziwnego. Co było złego w tym, że chciała zobaczyć jak czuje się jej przyjaciel?

- Nie sądzę - odezwał się w końcu chłopak. - I radziłbym, żebyś poznała jednak zasady panujące w tym mieście. Ono... - urwał, zastanowił się i wznowił szeptem. - Nie jest normalne.

Nina chciała coś powiedzieć, miała po prostu dość tych tajemnic, ale nie zdążyła, bo dwójka już zniknęła. Jak to możliwe, pomyślała. Spojrzała na zegarek. Postanowiła, że po szkole pójdzie do Caleba.

* * *

Nie było łatwo śledzić Lunę i Umberto. Ogarnęła ją frustracja, gdy zupełnie zniknęli jej z oczu. Jednakże postanowiła iść prosto przed siebie. Mijała domy i sklepy i po chwili wokół nie było nic. W końcu doszła do skraju lasu, od którego wszyscy mieszkańcy trzymali się z dala. Wszyscy, z wyjątkiem el Lupusów. Przed nią rozciągało się małe osiedle, niewiele różniące się od tego, na którym mieszkała. Dookoła panowała cisza, ani jednego żyjącego stworzenia. Pragnęła się wycofać, ale jeszcze bardziej chciała wiedzieć, co się dzieje z Calebem. Czuła, że to nie była zwykła choroba. Stały tu trzy domy, jednak największym wrażeniem napawał ją widok ogromnego podwórka oraz zamku. Przełknęła głośno ślinę. Pamiętała horror o Draculi i jego domu. Jednak szła w jego stronę jak zahipnotyzowana. Nie od razu zwróciła uwagę na mężczyznę, który za nią szedł.

- Jedzenie - szepnął teatralnie.

Nina odwróciła się i spostrzegła, jak facet oblizuje nieco zbyt długie kły. Na jego nagim torsie i ramionach dało się zobaczyć ten sam tatuaż, który miał Caleb i jego ojciec. Świry, pomyślała i zaczęła się wycofywać, ale mężczyzna miał o wiele dłuższe nogi i z każdym krokiem był coraz bliżej. Skradał się po cichu, co było zupełnie nieprawdopodobne zważając na ponad dwa metry umięśnionego cielska. Zachowywał się jakby polował, oczy miał utkwione w jej, ale Nina nie umiała odwrócić wzroku. Poczuła na plecach chłodne cegły, gdy oparła się o niewielki murek oddzielający zamczysko od osiedla. Chciała krzyczeć, ale coś jej na to nie pozwalało.

- Czego pan chce? Przyszłam do Caleba - pisnęła. Mężczyzna zaśmiał się, a z jego gardła dobył się dziwny dźwięk. Warknięcie?

- Nie wiesz, dziewczynko, że tutaj nie przychodzi się niezapowiedzianym? - zapytał, ale nie przestał się skradać. Od niej dzieliły go zaledwie dwa kroki. - Lubisz wpadać w kłopoty?

Nagle, zupełnie jakby się ocknęła. Pokręciła głową i ostro spojrzała w twarz oprawcy. Przybrała pozycję bojową. Pamiętała kilka ciosów z lekcji Krav Magi, jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie się bronić. Facet zaczął chichotać, ale nie wyglądał na rozbawionego. Za pomocą jednego zwinnego skoku znalazł się przy niej i już przyciskał jej nadgarstki do murku. Pochylił się nad nią, jakby chciał pocałować jej szyję. Oblizał ją, co przyprawiło Ninę o mdłości i o mało nie zwróciła lunchu. Zamknęła oczy, nie chciała nic widzieć. Nie miała jak się bronić. Ten zboczeniec był od o wiele silniejszy. Mogłaby krzyczeć, ale po co? Wokół nie było ani jednej żywej duszy, a i nie wiedziała, czy w zamku ktoś jest.

Nagle poczuła, że mężczyzna puszcza jej nadgarstki i nie czuła już nacisku obrzydliwego cielska. Powoli, z wahaniem, otworzyła oczy i spostrzegła strach wymalowany na twarzy typka. Patrzył za nią, więc się odwróciła. W wielkiej bramie stała Luna ze rękami skrzyżowanymi na piersi i wrednym uśmieszkiem na twarzy.

- Ech, Jasper, czy ty zawsze tak musisz witać gości? - zapytała.

- Nie pamiętam, aby jakiś człowiek był zapraszany na nasz teren. Znasz zasady - warknął.

- Owszem, znam. Ale ona dostała zaproszenie od samego Caleba - wyjaśniła i popatrzyła Ninie w oczy. - Prawda?

Dziewczyna nie była w stanie wydusić z siebie słowa, więc tylko kiwnęła głową. Tak bardzo pragnęła wiedzieć, co ta obrzydliwa świnia miała na myśli mówiąc 'jakiś człowiek' i 'nasz teren'.

- Ten dzieciak zaczyna mnie ostro wkurzać.

- Ten dzieciak jest twoim przyszłym panem, więc okaż trochę szacunku - syknęła Luna. - A teraz bądź tak miły, zostaw dziewczynę i zabierz stąd ten swój zapchlony tyłek, zanim przypomnę ci, kim jesteś w tej watasze - powiedziała pełnym jadu głosem, na co facet tylko łypnął na nią spode łba i odszedł mamrocząc coś pod nosem.

Nina jeszcze nigdy nie widziała tak groźnej Luny. Ale w sumie widziała ją trzy, może cztery razy w życiu. Podeszła do dziewczyny i rzekła nieśmiało.

- Dziękuję.

- Czy ty zawsze musisz być taka idiotką? - ryknęła. - Co ty tu do cholery robisz!?

- Przyszłam do Caleba - speszyła się Nina, ale zaraz wróciła jej odwaga. - I nie nazywaj mnie idiotką, panno Ugryź Mnie Gdzieś - odgryzła się.

- Co tu się dzieje? - usłyszała głos, który wypełnij jej wnętrze, i którego akurat teraz potrzebowała.

Caleb wyglądał tak, jakby naprawdę dopadła go choroba. Miał podkrążone oczy i lekko bladą cerę, a na jego pięknej twarzy dało się odczytać ból.

- Nina? - rzekł z niedowierzaniem. - Wszystko okey?

- Martwiłam się o ciebie - mruknęła z niezaplanowaną troską w głosie. Serce jej się ścisnęło widząc, w jakim stanie jest chłopak. - Co ci jest? - dodała i podeszła do niego.

Świerzbiło ją, aby przeczesać jego roztrzepane włosy i nie miała zamiaru się powstrzymywać. Poczuła dziwną przyjemność, gdy między jej palcami pojawiły się jedwabiste włosy Caleba. Uśmiechnął się do niej, a ona ten uśmiech odwzajemniła. Tak, teraz wszystko było w porządku, bo on tu był. Luna odchrząknęła znacząco i moment prysł. Nina cofnęła rękę i spojrzała z nienawiścią na dziewczynę.

- Nie żeby co, ale ktoś może was zobaczyć - powiedziała do Caleba zupełnie nie zwracając uwagi na spojrzenie Niny. - A chyba tego byś nie chciał. - Dodała i nic już nie mówiąc, ruszyła w stronę zamku.

Chłopak odprowadził ją wzrokiem i westchnął głęboko. Czy mi się wydaje, czy mu się ciężko oddycha, pomyślała Nina i, sama nie wiedząc czemu, przytuliła się do chłopaka. Potrzebowała czuć ciepło tego wspaniałego ciała i jego bliskość. Nie miała pojęcia, że władają nią aż tak głębokie i szczere uczucia. Poczuła na swoich włosach dłoń chłopaka, która powoli i w przyjemny sposób ją gładziła. Nachylił się i szepnął do jej ucha.

- Luna ma rację, nie możemy tu stać i się tak po prostu obściskiwać. Chodź ze mną.

Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. Nina czuła, że się rumieni. Każdą komórką ciała odczuwała bliskość Caleba. Splotła jego palce ze swoimi i ścisnęła mu dłoń.

Stanęli na brzegu wielkiego urwiska, z którego widać było całe Laval. Dopiero teraz Nina zdała sobie sprawę z tego, jak małe jest jej nowe miasto. Usiedli na trawie i natychmiast zaczęli się do siebie tulić. Dziewczyna nie zdawała sobie nawet sprawy, że przez ten cały czas, kiedy nie widziała się z Calebem, czuła się dziwnie sama i pusta. On wypełniał ją szczęściem, którym nikt inny nie mógł jej obdarzyć. Gdy ich usta i języki się spotkały, po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Mimowolnie się uśmiechnęła, zarzuciła mu ręce na szyję i mocno przycisnęła do siebie. Teraz była już pewna w stu procentach, że to co czuje, to miłość. Teraz nie liczyło się nic. Ten obrzydliwy facet, Luna i jej humorki, Campbell, czy nawet Caro.

Caleb położył się, ciągnąc za sobą jednocześnie i ją. Rany, nie sądziła, że to może być takie przyjemne. Jego ręce były wszędzie, ale omijał większość tych miejsc, na których chciała poczuć żar jego dłoni. W szczególności upodobał sobie masowanie niewielkiej dolinki u dołu jej pleców. W końcu, po dłuższej chwili wspólnych pieszczot, wróciła na Ziemię. Uniosła się lekko, ale nie pozwoliła mu wstać. Oblizała wargi i otworzyła oczy, aby spojrzeć w jego. Bladość znikła, a na jej miejsce wstąpił wielki rumieniec. Nie wyglądał już na chorego. Jego usta były całe nabrzmiałe krwią i nie chciała nawet myśleć o tym, jak musiała wyglądać ona.

- To było... przyjemne - powiedziała i obdarzyła go szerokim uśmiechem.

- Hmm - mruknął i zaczął bawić się kosmkiem jej włosów. - Bywało lepiej.

Nina udała oburzenie i walnęła go w ramię w efekcie czego poczuła ból, który przeszył jej rękę. Caleb zaśmiał się i skradł jej szybkiego całusa. Czuła jego szczęście. Zresztą sama odczuwała to samo, doczekała się. Dali sobie szansę i nareszcie byli razem. Nic i nikt nie mogło już ich rozdzielić, ani stanąć na drodze do ich wspólnego szczęścia.

______________________________________________________________
Szczególną inspiracją do stworzenia tego rozdziału była wspaniała piosenka
Plumb - Don't deserve you.

3 komentarze:

  1. Nareszcie są razem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet ciekawy rozdział; czekam na ciąg dalszy. :D

    ~oli2001

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział (zresztą wszystkie są świetne).

    OdpowiedzUsuń

Flag Counter